-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]


[03/07/2023]


Po pierwsze, nie narzekać


Taka nasza natura, że marudzenie mamy we krwi. Narzekamy na pracę, ceny, urzędników, niskie zarobki, dziurawe drogi, rząd, kolejki w hipermarketach, ból głowy, zmęczenie, sąsiadów, pogodę, reklamy w telewizji, na szybko kończący się weekend, mega kaca, średnią obsługę w sklepie, długo ładujące się strony, na wszystko, co nas irytuje. Nie jestem wyjątkiem, choć chciałbym napisać wielkimi literami: JA MARCIN, NIE NARZEKAM!


Narzekam najczęściej nieświadomie i nie jestem w stanie jasno powiedzieć, czy duży ze mnie narzekacz, czy mały? Marudzę, bo wkurzają mnie pazerne cwaniaki, szastanie moim i tak skromnym zasobem czasu, tłok na szlakach, cholerny wiatr, który akurat musi dmuchać podczas treningu w tempie progowym, o zawodach nie wspomnę. Jak widać, nie odbiegam od normy, napisałbym nawet, że jestem marudą pospolitym, lecz nie patologicznym. Jednak mimo tego czy narzekam świadomie, czy nieświadomie, czy mieszczę się w normie, czy nie, to wiem jedno: nigdy nie marudziłem i nie narzekałem na moje bieganie… aż do czasu.


Każdy z nas potrzebuje wsparcia, choć minimalnej cząstki potwierdzenia, że to co robi jest słuszne i jego wysiłki nie idą na marne. Ja takiego wsparcia nie miałem nigdy. Biegam, bo biegam. Dla najbliższych bieganie to kolejny bzik Marcina, który trwa troszkę dłużej od innych bzików. Nic wartego uwagi – ot ,co. Z drugiej strony, nie będę wymagał od rodziny uwagi, w końcu bieganie jest nudne i mają prawo nie wykazywać nim zainteresowania. Niby zdrowe i proste postawienie sprawy. Jednak. Jednak trenuję od pewnego czasu – jak już wspominałem nie raz – dość intensywnie, przez co czasami łapią mnie chwile zwątpienia, słabość potężna i szukam wtedy wsparcia. Chcąc zwrócić uwagę, na siebie i na swoje chwilowe problemy, zainteresować sobą najbliższych, niefortunnie przymarudziłem. Znacie to zjawisko, jest dość częste, narzekamy, aby zwrócić na swoją niedolę uwagę innych, aby poużalać się nad sobą – pisząc wprost. No i tak zrobiłem, bezlitośnie i z wyrachowaniem zacząłem marudzić: bo dużo tych kilometrów, bo po nocy, bo w deszczu, bo zmęczony, bo nie wyspany… I wiecie, co usłyszałem w odpowiedzi? Krótkie i dosadne: „to przestań biegać”.


Odpowiedź ta zadziałała lepiej niźli najcieplejsze słowa wsparcia. Najpierw wywołała lekki wkurw, odganiając skutecznie wszelkie wątpliwości, lecząc ze słabości. Potem, po chwili konsternacji, naszła mnie refleksja (w zasadzie to wynalazłem ponownie koło), że nie ma co narzekać. Marudzenie jeszcze nigdy nikomu w czymkolwiek nie pomogło, a stan przygnębiającej beznadziei wywołane wiecznym narzekaniem jest jak negatywna afirmacja, w końcu zaczynamy wierzyć w swoją urojoną niedolę i stajemy się jej więźniami. Więcej pozytywów, a mniej zrzędzenia. Parafrazując słowa Prezesa Ochódzkiego: PAMIĘTAJCIE, ABY MINUSY NIE PRZYSŁONIŁY WAM PLUSÓW!



[008/100]


-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 21:49:01 2024