-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]



kiedyś...


S100 - prolog

Zasnąłem na siedząco. Siedziałem przy biurku, wklepując dane do arkusza kalkulacyjnego. Byłem taki zmęczony, że padłem twarzą na klawiaturę i uciąłem krótką drzemkę. Zadzwonił telefon, a ja, zdezorientowany, z odciśniętymi klawiszami na policzku, zerwałem się na równe nogi. Nie! To obłęd! Mam dość! Dość kilerskich zmian Agnieszki. Aga pracuje od szesnastej do pierwszej, czasami drugiej w nocy i jeżdżę po nią – godzina, tam i z powrotem. Śpię niewiele, zazwyczaj pięć, góra sześć godzin. Cholernie mało. Za mało dla przeciętnego zjadacza chleba, a co dopiero dla udeptywacza leśnych duktów z ambicjami i napiętym kalendarzem startowym.


Od czasu startu w Rudawskiej Wyrypie nie mogę dojść do siebie. Bolą mnie kolana. Trudno biegać, kiedy kłuje z jednej i drugiej strony rzepki. W zasadzie to nie powinno się trenować, ewentualnie radykalnie zmniejszyć obciążenie. Oczywiście zastosowałem drastyczne cięcia w ogólnym kilometrażu i powziąłem odpowiednie środki, aby doprowadzić kolana do stanu jako takiej użyteczności. Trzy tygodnie chuchania, dmuchania, gimnastyki rozciągającej, sesji biegania boso i zawiasy przestały skrzypieć. Jest dobrze, jest…


W zeszłą środę wyszedłem ostatni raz na „trening”. To było dziewiętnastokilometrowa męczarnia. Wymyśliłem sobie luźny niezobowiązujący trial po dalkowskich nierównościach, który zamienił się w koszmarne zmagania ze samym sobą, ze zmęczeniem i zniechęceniem. Nie cieszył mnie bieg, nie wzruszały przepiękne krajobrazy, dopadła mnie apatia i przygnębienie. Rozumiem, przyjemne doznania związane z biegiem są świetnym i pożądanym dodatkiem, ale trening ma przynosić rezultaty. Progres musi postępować – szybko, czy powoli, ale zawsze. Teraz nabijam puste kilometry, więcej, pogłębiam narastające przetrenowanie.


W piątek spałem siedemnaście godzin, w sobotę trzynaście, w niedzielę dwanaście, w poniedziałek dziesięć. Powoli dochodzę do siebie. Zarwanych nocy nie da się odespać, a deficyt snu, jeśli się nie zmniejszy, w nieprzyjemny sposób da znać o sobie. Dlatego staram się zasypiać w miarę szybko, ewentualnie drzemać w wolnych chwilach. Zapomniałem, że „sen też jest bronią” i jakie korzyści może przynieść popołudniowa drzemka. Do tego odpoczywam. Funduję sobie, co trzeci dzień, solankę, do tego masaż (sportowy, ma się rozumieć), odpowiednią dietę, no i sen.


Zgubiłem rytm. Zapomniałem o kilku istotnych prawach dotyczących treningu oraz elementach, które go uzupełniają, a są jego integralną częścią. Zbieram gorzkie żniwo zaniedbań, jakich się dopuściłem. Potrzebuję czasu. Potrzebuję się zorganizować, potrzebuję planu, potrzebuję przemyśleć i ustalić nowe cele. Potrzebuje kopa i granicy, od której wejdę z impetem w drugą połowę roku. Potrzebuję paradoksalnie wystartować.



[071/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Fri May 10 19:25:48 2024