-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]



kiedyś...


Cele, plany, marzenia


Długo zbierałem się, aby napisać kilka zdań na blogu. Nie chodzi o brak tematów. Nawet nie o to, że ponownie powiększył się mój deficyt czasu. Musiałem odpocząć. Skupić się na innych rzeczach, innych ludziach, innych miejscach. Zająć się trenowaniem. Tak po prostu – mieć jedną rzecz przed sobą i oddać się jej bez reszty. A moje niepisanie to takie blogowe roztrenowanie się. Ot, co.


Od kilku tygodni trochę więcej biegam, a słowo „systematycznie” realnie opisuje moje treningi. Pojawił się cel. Bo cele mieć należy. Inaczej się człowiek szybko wypali. Znam to, przerabiałem kilkakrotnie treningowy bum, a potem wielką klapę, zniechęcenie i stan lenia do kwadratu. I plan treningowy! Pięć dni w tygodniu. X km tygodniowego dystansu. Dużo i mało. Za dużo, aby unieść jego ciężar bezboleśnie, zbyt mało, aby od razu poczuć motywującą moc progresji. I znany scenariusz: pierwsze tygodnie realizowane uczciwie, potem następuje znudzenie, brak czasu, wymówki. Odpuszcza się jeden trening, potem kolejny. Nie mijają trzy tygodnie, a realizacja planu zamienia się w wielką blagę: „Po co ja się oszukuję?! Nic się nie stało, od przyszłego sezonu zacznę od nowa”.


Wielokrotnie czytałem o stawianiu sobie realnych celów, ale ci, którzy mnie znają wiedzą co nieco o mojej ułańskiej fantazji. Prawda? Te moje „realne” cele w strefie marzeń powinny się znaleźć i nie powinienem sobie nimi zaprzątać głowy, a zająć się czymś prostszym i przyziemnym. Czymś, czego realizacja będzie jasna, a satysfakcja na tyle duża, aby motywować do pokonywania kolejnych kroków. Małych kroków. Kai-Zen. Mieć duży cel, ale po drodze do niego krocie mniejszych. To jak wchodzenie po długich i stromych schodach: żeby znaleźć się na górze, najpierw trzeba pokonać setkę małych stopni.


Jest cel. Ten duży to maraton w Dębnie (tak, tak, obiecałem sobie, że moja noga na asfalcie więcej nie postanie, ale…) i czas 3:19:XX. A krocie małych stopni? Jeden z nich, na ten rok, to biegać w pierwszym zakresie 15-kilometrowy dystans w tempie 5:00/km – nic więcej. Kolejny? Zrzucić trochę oponki do wagi 70 kg. Następny? Maniacka 10 i czas 39:XX – ambitnie, ale do zrobienia! Dalej? Sudecka 100 i czas poniżej 12 godzin. Realne? Oczywiście, pod warunkiem że dobrze przepracuję zimę i w kwietniu, maju i czerwcu skupię się na treningu pod ultra. Wystarczy tylko chcieć, wystarczy tylko trochę mądrzej i więcej biegać. A marzenie? Jest taki jeden bieg. Nic specjalnego. Nie kultowy i już oklepany UTMB, nieabstrakcyjny Leadville Trail 100, helleński Spartatlon, czy zabójczy Badwater. A jaki? O tym sza! Póki, co trochę więcej i mądrzej biegam…



[064/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 17:32:59 2024