-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]



kiedyś...


Maraton, czy setka? Czyli rzecz o startowych priorytetach


Nie jestem startomaniakiem, ale startować lubię. Uwielbiam tę euforię, która ogarnia mnie po przekroczeniu mety. Podniecenie przed startem, adrenalinę podczas pokonywania trasy i dreszczyk emocji towarzyszący przedstartowym przygotowaniom. Pakowanie się dzień przed startem, to prawdziwa ceremonia – ceremonia pakowania plecaka.


W zeszłym roku startowałem dużo, dużo jak na swoje możliwości i nie mówię tylko o przygotowaniu kondycyjnym, bo forma ze startu na start rosła. Dzięki uprzejmości Irka mój zasięg i zdolności logistyczne wzrosły. Mogłem pojawić się na imprezach, które znałem tylko z opowieści i z relacji czytanych na biegowych blogach. Iro, jeszcze raz dziękuję.


Wspomniałem, że forma rosła. Jednak nie był to powalający progres. Startowanie dwa razy w miesiącu na dystansie 50 km powoduje pewien schemat zachowań: odpoczynek przed startem i odpoczynek po starcie. Czas na trening jest ograniczony. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Starałem się wykonywać treningi jakościowe: biegi w tempie progowym i interwały. Najczęściej jednak odpoczywałem i wybierałem trening alternatywny, kręciłem korbą odkrywając lokalne atrakcje.


W tym roku postawiłem na progres i „wykręcanie” kilku nowych życiówek na poszczególnych dystansach. Nauczony doświadczeniem, postanowiłem ograniczyć ilość startów i wyznaczyć imprezy priorytetowe, do których będę się przygotowywać. Wymarzył mi się fajny wynik w maratonie i pokonanie liniowej setki w ambitnie założonym czasie. Przy okazji powstały dwa pytania: kiedy i gdzie?


Ogólna zasada jest taka, aby brać pod uwagę jeden start wiosenny i jeden jesienny. Jednak, co zrobić, jeśli dwa starty priorytetowe przypadają na wiosnę i początek lata? Jeśli jest to maraton i wspomniana wyżej setka, a przerwa pomiędzy tymi imprezami wynosi dwa miesiące. Odpowiedź jest prosta: uwzględnić w okresie jesiennym trzeci start o wysokim priorytecie.


Postanowiłem oddać się treningowi, w związku z czym wykreśliłem z kalendarza większość startów kontrolnych. Zrezygnowałem z Maniackiej Dziesiątki, która miała być ostatecznym testem formy. Odpadły potencjalne starty w Trzemesznie i Lesznie. Zastanawiam się nad słusznością startu w Rajdzie Dolnego Sanu. Przy tej imprezie muszę się zatrzymać. RDS to jedna z niewielu imprez w Polsce, na której należy być. Ocena ta jest subiektywna, ale śmiało stawiam Rajd obok takich imprez jak Bieg Rzeźnika (choć jeszcze nie startowałem, ale mam taki zamiar – koniecznie), Harpagan, Maraton Gór Stołowych, czy Sudecka Setka – wyróżniających się swoją atmosferą. Rezygnuję, bo nie chcę, nie mogę sobie pozwolić na to, aby myśli związane z udziałem w zawodach i sam udział w nich mnie rozpraszał. Najpierw trening, potem starty.


Trzecia impreza o wysokim priorytecie, to zawór bezpieczeństwa i uzależniona będzie od osiągniętych wyników. Jeśli nie osiągnę założonego celu w łódzkim maratonie, podejmuję kolejną próbę jesienią, z kolei, jeśli nie pójdzie mi podczas Sudeckiej Setki, będę próbował zrehabilitować się podczas Ultra Trail Atlas Toubkal w Maroku, który odbędzie się w październiku. Natomiast, jeśli dam ciała w obu przypadkach, wystartuję we wrześniowym maratonie wrocławskim, a w październiku lecę do Maroka.


Jest jeszcze kolejna możliwość: uda mi się osiągnąć dwa cele. Co wtedy z jesiennym, priorytetowym startem? Po Sudeckiej 100 odpoczywam kilka dni, po czym zabieram się do pracy. Jest szansa, aby na jesieni podkręcić jeszcze życiówkę, za to w Maroku spokojnie zaliczyć bieg podziwiając przy tym piękno gór.



[061/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 18:02:54 2024