-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]



kiedyś...


Startów? Startów mi potrzeba?


Nie. Zdecydowanie nie!


Od września zeszłego roku wystartowałem tylko jeden raz, w Śnieżnych Konwaliach. Nie robię nic innego, tylko trenuję. Głód rywalizacji oraz startowy deficyt powinny spotęgować moją chęć na udział w jakiejkolwiek imprezie. I im bliżej do łódzkiego maratonu to ja, paradoksalnie, nie mam ochoty na startowanie. Sama myśl o udziale w maratonie, który zbliża się wielkimi krokami, drażni mnie.


Nie wiem skąd ten stan. Nazwałem go przedstartowym rozdrażnieniem. Tłumaczę go wzrastającym stresem. Negatywną reakcją na presję, którą czuję w związku ze zbliżającym się terminem i wygórowanymi oczekiwaniami co do wyniku.


Zupełnie nie czuję tego startu. Brak mi wiary w siebie, w swoje możliwości. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że mogę pobiec mocno, ugrać taką życiówkę, że euforia na mecie zwali mnie z nóg. Z drugiej strony boję się zagrać va banque i nie wiem, czy biegnąc zachowawczo, osiągnę na mecie zadowalający czas.


Jeszcze kilka tygodni temu wszystko było jasne i klarowne. Był cel, była trudna droga przede mną. Długa podróż pełna wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Teraz kiedy zacząłem tapering, a moje myśli powinny skupić się na czekającym mnie zadaniu, czuję cholerną agresję. I nie potrafię przekuć ją w coś sensownego, konstruktywnego, coś, co zbliży mnie do osiągnięcia celu.


Afirmacja. Zagłębiałem się w temat niejednokrotnie. Wiecie, małe kłamstewka, mające pozytywny wpływ na samorealizację. Powtarzanie mantry: ja Marcin, jestem wytrenowany, zdeterminowany i przebiegnę ten cholerny maraton w tempie 4:30 /km, obrzydło mi na tyle, że słowo MARATON wywołuje u mnie olbrzymią niechęć.


Gdzie popełniłem błąd? Skąd we mnie tyle negatywnych emocji? Czy na tym ma polegać przyjemność, jaką daje bieganie?


Siedzę przy cudzym biurku w świeżo wymalowanym biurze. Moje myśli są gdzieś w górach. Jestem na szlaku. Biegnę niesamowitą ścieżką trawersującą zbocze góry. Dookoła niezmiennie panuje zima. Moje niskie góry pociągają mnie bardziej, niż chęć sprawdzenia swoich możliwości podczas łódzkiego maratonu. Są góry, a to koi. Wszechpotężna moc, przecudne remedium na wszelkie bolączki.


I wiem, że czeka mnie jeszcze jeden, krótki, ale ciężki trening. Muszę potrenować odpoczynek. Odzyskać spokój. Nastroić częstotliwość na zagubioną pozytywną wibrację. Poczuć raz jeszcze radość z biegania po ulicy i zrobić to: zapłonąć żądzą pradawnego niebiańskiego kontaktu z rozgrzaną, czarną prądnicą maszynerii tłoku i mocy, dystansu i walki, zimnych oddechów i gorących serc – PRZEBIEC TEN CHOLERNY MARATON I NIECH EUFORIA NA MECIE ZWALI MNIE Z NÓG!



[059/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 22:10:55 2024