-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]



kiedyś...


Jak syciłem się szczęściem innych. Czy jestem energetycznym wampirem?


Czy też zauważyliście, że w sieci eksplodował z wielką siłą niespotykany do tej pory ładunek pozytywnych emocji, a gdzie się nie kliknie, to monitor poci się koncentratem endorfin?


Przebrnąłem przez ogromną ilość po startowych wrażeń. Tych spisanych na gorąco i tych napisanych nieco później, ale zawierających maksymalny ładunek pozytywnych wibracji. Naprawdę, przeczytałem chyba wszystko, co znalazłem w biegowej blogosferze: od opisów maratońskich długich zmagań z trasą i własnymi ograniczeniami, do szybkich piątek, których pokonanie błyskawicznie podnosi wskaźnik HR do maksymalnego poziomu oznaczonego czerwoną kreską.


Przyznam się: nie lubię czytać blogów o bieganiu. Serio. Szerokim łukiem obchodzę wszystko, co w nazwie ma słowo na literę b. Wpadam od czasu do czasu na kilka ulubionych internetowych pamiętników, aby dowiedzieć się, co tam ciekawego porabiają moi znajomi. I to wszystko w temacie biegania i internetu. Tym razem nie mogłem się powstrzymać, pomimo rozwodu z globalną wioską, zachłannie czytałem tekst za tekstem, jak maniak jakiś.


Im więcej czytałem, tym większej ochoty nabierałem na start w biegu ulicznym, co w obecnej sytuacji, kiedy pomimo obranego celu na wiosnę mam niemały dylemat, czy wybrać start w maratonie, czy może pieprznąć to wszystko i wrócić do biegów ultra. Już tak ze mną jest, chciałbym wszystko naraz: i ugrać mega życiówkę w biegu na dystansie 42195 metrów, i biegać ultra po górach i lasach. Oczywiście jedno nie zaprzecza drugiemu, ale w moim przypadku raczej te dwie warstwy średnio się łączą. Zbyt się rozpraszam. Potrzebuję skupić się na jednym realnym celu i wykonać pracę, aby ten cel osiągnąć.


Wracając do owych tekstów pełnych po startowych wrażeń, one mają cholerną moc. Nie wiem, jak działają na innych, ale mnie zmotywowały do działania. Takiej stymulacji było mi trzeba. Wbiłem zęby w łabędzią szyję pięknej niewiasty i łapczywie spijałem płynąca krew. O tak, wystarczy mały impuls, aby zmusić do działania, ale jak tych impulsów są dziesiątki, skumulowanych w jednym ładunku, to chce mi się jak nigdy dotąd i niestraszne mi wszelkie przeciwności. Wstaję, ubieram stare rozczłapane buty i wyruszam w ciemną noc dać upust nagromadzonej energii.


Bieganie ma tę niesamowitą właściwość, że uspakaja, chaos rozszalałych myśli kondensuje się w strumień o spokojnym nurcie. Wtedy mogę skupić się na sobie lub popatrzeć z dystansem na otaczający mnie świat. Już wiem, czego chcę, a pojawiające się od czasu do czasu wątpliwości, rozwiewają się jak obłok pary na wietrze. Mój cel stał się niemal tak realny, jak rosnący nieopodal las. A kiedy zabraknie mi chęci, spadnie morale, a wykonanie planu zacznie się oddalać, kto wie, może ponownie trafię na pokłady dającej kopa energii, wbiję w nią swe kły, będę pić i pić, bez końca.




[057/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 18:38:33 2024