-- Leo's gemini proxy

-- Connecting to magicznylas.pl:1965...

-- Connected

-- Sending request

-- Meta line: 20 text/gemini;lang=pl-PL

↩ [home]


[11/07/2023]

[tekst z 30/11/2012 ]


Biegacz psychą silny


Ciało i dusza. Mięśnie i umysł. W sporcie jedno i drugie wymaga treningu. Doskonałego ultramaratończyka cechuje, oprócz żelaznej łydki, olbrzymia wytrzymałość na ból, silna wola, niezłomność, determinacja. Wszystkie te cechy można zastąpić jednym stwierdzeniem: mocna psycha.


W ostatnim wpisie wspomniałem, że biegam teraz trochę więcej i jakoś tak systematycznie, no i dzięki temu forma rośnie, a to cieszy niezmiernie. Trenuję mięśnie, wzmacniam serce i płuca. Pracuję nad techniką i pilnuję diety. Wszystko, co wiąże się moim treningiem biegowym jest niemal doskonałe. I, cholera, czuję moc, czuję, że mogę powalczyć, dokonać rzeczy, które kiedyś znajdowały się w przedziale nieosiągalnych marzeń biegowych. Co za niesamowite uczucie! Nie, to nie jest bełkot megalomana. To wiara w siebie, możliwość osiągnięcia niemożliwego. To mnie napędza! I pędzę przed siebie, nic mnie nie zatrzyma!


Doświadczenie nauczyło mnie, że mocna łyda to nie wszystko, że nawet mając niezłą kondychę, można klęknąć kilka kilometrów przed metą. Znacie to, kiedy diabeł wam szepcze do ucha?: Odpuść człowieku, a przestanie boleć! Odpuść, a znajdziesz się w ciepłej i suchej bazie zawodów, tam czeka ciepła herbata i wygodny materac. Tylko Odpuść!


Scott Jurek często cytuje Williama Jamesa:


> Poza najdalej wysuniętym bastionem zmęczenia i bólu odkryjemy pokłady mocy i ukojenia, o jakie siebie samych nie podejrzewaliśmy; źródła obfite i nienapoczęte, ponieważ nigdyśmy wcześniej się do nich nie przebili


Doświadczenie nauczyło mnie też, że aby dostać się do „pokładów mocy i ukojenia” trzeba czegoś więcej niż silnej łydki. Żeby nie paść na twarz tuż przed linią mety i wyrwać do przodu w ostatnim zrywie trzeba silnej woli, trzeba niezłomności, determinacji, trzeba mocnej psychy. Dlatego…


…postanowiłem wytrenować psychę, postanowiłem zaprzyjaźnić się z bólem i poskromić lęk.


Biczuję się jak pątnik. Samotność w nocnym lesie to mój rzemień, a każdy kilometr to na nim gruby supeł. Długie wybiegania po Magicznym Lesie dobrze robią na irracjonalne strachy wyłażące zza drzew. Kiedy wskazówka mierząca skalę wysiłku osiąga poziom „duży”, nie lękam się już niczego. Zielone, fosforyzujące oczy zwierzyny są niczym znikające gwiazdy, a złowieszczy szelest nieopodal albo odgłos kroków za moimi plecami – cichną.


Początki były nieprzyjemne, a głupie lęki i nerwowe oglądanie się za siebie, nie pozwalały skupić się na treningu. Wiedziałem, że starach ma wielkie oczy, ale mimo tego nie potrafiłem pozbyć się uczucia ogarniającego mnie lęku, które pojawiało się, kiedy wbiegałem nocą do lasu. Dziś, nocny las to dla mnie oaza spokoju, tylko czasami ciszę zmąci jakieś zwierzę. Pierwszy szczebel zaliczony.


Dokręcanie śruby to moja ulubiona forma znęcania się nad moją słabą wolą. Podczas biegania drugich zakresów albo długich wybiegań lubię urozmaicić końcówkę. Kiedy brakuje sił, a mięśnie drżą z wysiłku, dokładam kilometr. Kiedy biegnę szybko, a wygląda na to, że końcówka wypadnie „na ostatnich nogach”, przyspieszam. Sam nie wiem jak to robię. Jak znajduję siłę na „ostatni zryw”. Zaciskam zęby i walczę. Końcówka bywa dramatyczna. Umysł nastawia się na zakończenie treningu, bo przecież zbliżam się do domu, a ja płatam mu figla i skręcam w drugą stronę. Kiedy wypada zawrócić, dokładam jeszcze kilkaset metrów – kopanie leżącego – i dopiero zawracam. Bywa tak, że dorzucam kilometr i podczas powrotu przyspieszam. Niech sobie nie myśli, że to już koniec, bo na trasie ultarmaratonu należy spodziewać się wszystkiego i lepiej być przygotowanym na każdą, najgorszą ewentualność.


Wymyślam kolejne próby, którym poddaję psychę. Korzystam z wszelkich okazji na trening, choćby to miała być mgła. Bieganie nocą, w gęstej, klaustrofobicznej mgle wymaga sporo wysiłku, nie tylko fizycznego. Wymaga skupienia, najwyższej koncentracji. Uczy przewidywać, być krok do przodu. Trening w tempie progowym to niemal kaskaderka. Spróbujcie kiedyś.


Nie wspomniałem o interwałach, które są najlepszym treningiem cierpliwości i wytrzymałości. Kiedy płuca wiszą na włosku, zawsze pojawia się pokusa, aby skrócić trening, z planowanych dziesięciu powtórzeń przebiec połowę, góra ¾ . Uwielbiam takie siłowanie się na rękę z własnym umysłem. To procentuje. A kiedy przyjdzie czas próby, okaże się czy podążam właściwą ścieżką. Nie liczę, że pokonam własny umysł za pierwszym razem, nie mam pewności czy uda mi się to w ogóle. Nie obieram drogi na skróty, ale wierzę, że w końcu uda mi się osiągnąć sukces.


[011/100]

-- Response ended

-- Page fetched on Mon May 20 18:50:20 2024